W poniedziałkowym rankingu ATP Hubert Hurkacz nie tylko osiągnie najwyższą lokatę w karierze, ale też zostanie najwyżej klasyfikowanym Polakiem w zestawieniu. W rozmowie ze mną 21-letni tenisista przyznał jednak, że nie traktuje tego jako jakiegoś szczególnego momentu. – To tylko ranking – podkreślił. Z Hubertem porozmawiałem na temat jego ostatnich dobrych wyników, wpojonego przez trenera Pawła Stadniczenko optymizmu i szansach na występ w prestiżowym turnieju ATP NextGen w Mediolanie. Cały wywiad z Hubertem Hurkaczem poniżej.
– Piłeś kiedyś szampana w święta wielkanocne?
- Nie, nie zdarzyło mi się to…
- Pytam, ponieważ w wielkanocny poniedziałek będziesz miał szczególną okazję do świętowania. Po raz pierwszy w karierze zostaniesz pierwszą rakietą Polski.
- Nie traktuję tego jako jakiegoś szczególnego momentu w karierze. To tylko ranking. „Jerzyk“ (Jerzy Janowicz - red.) nie grał ostatnio żadnych turniejów, z kolei ja trochę podskoczyłem w zestawieniu i tak się to wszystko ułożyło. Na pewno jest to miłe uczucie i motywuje mnie do dalszej pracy, bo chciałoby się być w tym rankingu jeszcze wyżej.
– Czyli wielkiego świętowania nie będzie?
- Nie, raczej niczego takiego nie przewiduję.
- Dokładnie rok temu zajmowałeś 359. miejsce w rankingu ATP. W poniedziałek będziesz 170. Co miało największy wpływ na tak duży skok w rankingu?
- Co ciekawe, jeszcze w październiku ubiegłego roku zajmowałem 400. miejsce… Kluczem do awansu były oczywiście dobre wyniki osiągane w drugiej części sezonu. Zagrałem kilka dobrych turniejów i byłem w stanie przez pewien czas utrzymać wysoki poziom. Pokonałem kilku dobrych zawodników, pierwszy raz w życiu zagrałem w finale challengera, co dodatkowo dodało mi pewności siebie.
- Zwyżka twojej formy w poprzednim sezonie nastąpiła podczas startów w turniejach w Azji. Już wcześniej czułeś, że stać cię na lepsze wyniki niż w poprzednich miesiącach czy forma „wystrzeliła“ trochę niespodziewanie?
- Nie będę ukrywał, że w tamtym czasie czułem, że moje miejsce w rankingu powinno być lepsze niż było w rzeczywistości. Potrzebna była jednak cierpliwość, bo już wcześniej poprawiłem swoją grę, zwłaszcza serwis i forehand.
- Paweł Stadniczenko w rozmowie z Tadeuszem Kądzielą z Gazety Wyborczej powiedział, że jedną z najważniejszych zmian, jakie mają wpływ na twoje wyniki była sfera mentalna. Potwierdzasz te słowa?
- Tak, oczywiście. Trener bardzo mi pomógł w kwestii podejścia do gry. Na korcie jestem bardziej optymistycznie nastawiony niż miało to miejsce kiedyś. I to naprawdę pomaga.
- Poprzedni sezon zakończyłeś pod koniec listopada, a już 2 stycznia tego roku rozpocząłeś nowy. Był czas na złapanie oddechu i wakacje?
- Może tego czasu na odpoczynek nie było dużo, ale miałem okazję wyjechać na 5-6 dni i trochę się zregenerować. Poprzedni sezon był dla mnie długi, ponieważ akurat w końcówce grałem dobrze, a celem było zakwalifikowanie się do eliminacji Australian Open. Cel udało się osiągnąć, czas na krótki odpoczynek był, więc wszystko poszło po naszej myśli.
- Na początku sezonu zapowiedziałeś, że na koniec 2018 roku chcesz być w okolicach 50. miejsca. Nie boisz się takich publicznych deklaracji? Dziennikarze i kibice bywają pamiętliwi…
- Tym w ogóle się nie przejmuję. Powiedziałem tylko o tym jaki mam cel. Wiem ile jeszcze kroków muszę wykonać, aby go osiągnąć. Powiem tylko, że to co teraz może wydaje się odległe wcale nie musi być trudne do zdobycia. Tak naprawdę kilka udanych startów może dać przepustkę do gry w większych turniejach, a tam można zdobywać już więcej punktów.
- Niedawno wróciłeś z kolejnego azjatyckiego tournee. Praktycznie od połowy lutego do końca marca grałeś w Japonii i Chinach. Chyba lubisz tamte klimaty…
- Naprawdę dobrze mi się tam grało. Po tym, jak zanotowałem tam udane występy jesienią ubiegłego roku postanowiliśmy, że warto byłoby też zagrać w Azji teraz. Innym istotnym argumentem przemawiającym za wyjazdem w tamte strony było to, że było niewiele opcji grania w Europie.
- Twoim najlepszym tegorocznym turniejem w Azji był challenger w chiñskim Zhuhai, gdzie osiągnąłeś finał. Później w Shenzhen dotarłeś do półfinału, a po drodze pokonałeś notowanego w TOP 100 Maleka Jaziriego. Wróciłeś podbudowany osiągniętymi wynikami?
- Fajnie, że mam już za sobą kilka udanych turniejów. Nie jest to jeszcze to, czego bym chciał, ale ogólnie te starty oceniam na plus i uważam, że był to dobry wyjazd.
- Gdzieś w tle trwa walka o udział w turnieju dla najlepszych młodych tenisistów - ATP NextGen, który pod koniec sezonu będzie rozgrywany w Mediolanie. Do imprezy zakwalifikuje się siedmiu najlepszych, ty obecnie jesteś 10. Gra w takiej imprezie byłaby kolejnym cennym doświadczeniem i ważnym krokiem w karierze, prawda?
- Super byłoby się tam załapać, ponieważ kilku zawodników z „moich roczników“ gra już na bardzo wysokim poziomie. Udział w tej imprezie, gra przeciwko zawodnikom, którzy docierają do decydujących faz turniejów ATP, byłaby dla mnie dużym wyzwaniem. Liczę na to, że dzięki swojej dobrej grze uda mi się wystąpić w Mediolanie.
- Na koniec wrócę jeszcze do wspomnianego artykułu w Gazecie Wyborczej, gdzie padły takie słowa twojego trenera: „to niezwykle poukładany człowiek“. Nie powiedział jednak, co ma na myśli. Może ty wiesz?
- Mi również tego nie powiedział (śmiech). Mogę domyślać się, że chodziło mu o to w jaki sposób funkcjonuję i jak podchodzę do treningów czy meczów. Tenisa staram się stawiać na pierwszym miejscu.
ROZMAWIAŁ MARCIN MICHALEWSKI
fot. Facebook/Hubert Hurkacz